Wygrać ze śmiercią

Czy możemy komuś przedłużyć życie? Próba odpowiedzi na to pytanie.

Najbardziej dramatyczne chwile przeżywają osoby, które ocierają się o śmierć. Właśnie o takim przypadku będę pisał i to w odniesieniu do 84-letniej umierającej kobiety.

W połowie października 2019 roku jedna rodzina poprosiła mnie o pomoc fizjoterapeutyczną dla ich 84-letniej matki. Rodzina uświadomiła mnie, że ich mama od początku października 2019 przebywa w domu opieki społecznej leżąc w łóżku jak roślinka (wegetując w łóżku) i będąc całkowicie zależną od otoczenia w podstawowych czynnościach życia codziennego takich jak jedzenie, sprawy związane z higieną osobistą itp. Mama dodatkowo chorowała na chorobę Altzheimera w stanie zaawansowanym takim, że już nie rozpoznawała ani otoczenia, ani najbliższych. Mama była wg lekarzy w tak beznadziejnym stanie zdrowotnym, że rodzina miała od 1 listopada przenieść mamę do Ośrodka Opiekuńczo-Leczniczego bardziej wyspecjalizowanego. W tych warunkach trudno pogodzić się z prawdopodobną śmiercią osoby najbliższej. Jednak wiek, całkowita zależność od otoczenia oraz postępująca choroba Altzheimera mówiły same za siebie. Lekarze w tej sytuacji zrobili wszystko co tylko mogli zrobić. Rodzinie nie pozostało nic innego, jak przenieść mamę 1 listopada do owego Ośrodka gdzie dostać się bardzo trudno z uwagi na długą kolejkę oczekujących i tam spokojnie czekać na jej śmierć, w przypadku przyjęcia...

Mnie te informacje nie zniechęciły, gdyż zawsze wychodzę z prostego założenia, że człowiekowi trzeba pomagać zawsze do samego końca. Zawsze, nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji mamy szansę pomóc drugiemu człowiekowi przynajmniej ulżyć w cierpieniu tak długo, jak on żyje. Natomiast dopiero jak umrze możemy już myśleć w kategoriach, że już mu nic nie jesteśmy w stanie pomóc. Poszedłem więc z rodziną pacjentki do domu opieki społecznej i rzeczywiście wszystko było tak, jak opisała mi rodzina. 84-letnia pacjentka leżała w łóżku jak roślinka, należało ją karmić, myć, wymieniać pampersy. Pacjentka również nie rozpoznawała najbliższych. Ogólnie rzecz biorąc w moim odczuciu w 70% mówiła od rzeczy, nie rozpoznawała najbliższych, widziała wśród nas inne osoby - duchy, który nikt poza nią nie widział. Jedynie w 30% mówiła do rzeczy, czyli normalnie rozmawiała. Kiedy odsłonięto mi nogi, widok był dramatyczny. Ja widziałem dwie długie kości, a wokół tych kości rozlane dwie kałuże przykryte skórą. Należy to rozumieć w ten sposób, że mięśnie obu nóg były wiotkie - praktycznie zero napięcia i siły. Powstało pytanie, czy w tych dramatycznych warunkach moja wiedza fizjoterapeutyczna sprawi, że pacjentka odżyje, zacznie się poruszać i normalnie funkcjonować, czy uda się cofnąć chorobę Altzheimera?

Z racji tej, że pacjentka i rodzina pacjentki są wierzącą rodziną katolicką. Całą moją terapię rozpoczynaliśmy od wspólnej modlitwy. Kiedy rozum zawodzi - tak jak w tym przypadku - zawsze warto odwołać się z wiarą do Boga, w którego się wierzy. Tak też zawsze zaczynaliśmy. Pierwszego dnia dokładnie zdiagnozowałem pacjentkę, szczególnie jej nogi. W nogach - w tej całej masie "rozlanej kałuży" wiotkich mięśni wykryłem palpacyjnie bardzo dużo przykurczy mięśni, które wręcz uniemożliwiały jej poruszanie się. Przykurcze te na spokojnie usuwałem za pomocą swoich delikatnych technik masażu. Aby przywrócić funkcjonowanie mięśni zastosowałem dodatkowo dużo ćwiczeń biernych na nogi, staw skokowy, kolanowy i biodra. Również masowałem kończyny górne i zastosowałem ćwiczenia bierne kończyn górnych. Miałem wrażenie, że pacjentka, która w 70% mówiła od rzeczy mnie zaakceptowała, więc dalej mogłem robić swoje. Po dwóch dniach zacząłem pacjentkę pionizować z pomocą jej wielce oddanego zięcia. Udało się. Na początku interesowało mnie posadzenie pacjentki. Po 4-5 dniach pacjentka już mogła siedzieć samodzielnie na łóżku bez bezwładnego opadania. W kolejnych dniach skupiłem się na wstawaniu z naszą pomocą. I tak krok po kroku ja robiłem swoje, a po terapii zadawałem pracę domową do wykonania. Nad wykonaniem pracy domowej czuwał kochający ją zięć. Robił to bardzo dobrze. Po dwóch tygodniach stan zdrowotny pacjentki poprawił się na tyle, że już nie było potrzeby przenoszenia jej do innego ośrodka. Mogła dalej pozostać w domu opieki społecznej. W miarę upływu czasu pacjentka coraz bardziej się usamodzielniała.

Obecnie po 4 miesiącach pacjentka odżyła. Jest w stanie z pomocą usiąść na wózku inwalidzkim i tym wózkiem samodzielnie się poruszać. Samodzielnie też spożywa posiłki. Od pasa w górę jest już w pełni sprawna. Można powiedzieć, że od pasa w górę udało się uzyskać 95-100% poprawę. Gorzej jest od pasa w dół. Tu jest jeszcze dużo pracy do wykonania. Tym nie mniej wykonywane są próby chodzenia przy chodziku, lub trzymając pod ramiona z asekuracją. Pacjentka jest w stanie w obu przypadkach przebyć odcinek ok. 5-10 metrów.

Najbardziej zdumiewające jest cofnięcie się choroby Altzheimera. Obecnie u pacjentki zmieniły się proporcje postrzegania. Na chwilę obecną w moim odczuciu proporcje się odwróciły i w 70% pacjentka mówi do rzeczy, a tylko w 30% mówi od rzeczy. Kiedy u niej ostatnio byłem doskonale mnie rozpoznała, nie widziała wśród nas żadnych duchów, bez problemu rozpoznawała osoby najbliższe. Bardzo dużo pamięta z czasów swojej młodości. Bez problemu czyta artykuły i czasopisma, które się je przyniesie. Choć cofnięcie się choroby Altzheimera jest aż nadto widoczne na co dzień, to jednocześnie nie potrafię tego w żaden logiczny sposób wytłumaczyć. Wszystko wskazuje na to, że wspólna modlitwa plus moje metody fizjoterapeutyczne w przypadku tej pacjentki dokonały rzeczy niezwykłej - po prostu pokonały śmierć.

Zdjęcia pacjentki mówią same za siebie

wygrać ze śmiercią

wygrać ze śmiercią

Reasumując - choć trudno w to uwierzyć, to w tym przypadku udało się dokonać rzeczy niezwykłej - udało się pokonać śmierć tzn. przedłużyć jej życie na pewno o 3-4 miesiące, albo nawet i dłużej, gdyż pacjentka dziś żyje i czuje się bardzo dobrze. Udało się też pokonać całkowitą bezradność 84-letniej kobiety i jej 100% zależność od otoczenia. Przykład ten pokazuje, że zawsze warto dać z siebie wszystko i pomagać osobom nawet wtedy kiedy sytuacja zdrowotna wydaje się beznadziejna. Okazuje się, że nawet w tak dramatycznych okolicznościach można w bardzo dużym zakresie poprawić jakość życia pacjenta, a rodzinie dać wiarę i nadzieję w to, że nawet jeśli to jest osoba bardzo bliska i prędzej czy później umrze, to jednocześnie te ostatnie dni wcale nie muszą być dramatycznie przeżywane. No i najważniejsze nikt nie wie kto i kiedy umrze. Ta pacjentka jeszcze w połowie października 2019 pod względem funkcjonalnym przypominała "roślinkę", leżała przez 24 godz. na dobę w łóżku będąc całkowicie uzależniona od otoczenia i była na najlepszej drodze ku śmierci i myślała o śmierci. Jednak wspólnej terapii wielu osób, której dałem początek w połowie października 2019 pacjentka na swój sposób odzyskała zdrowie, a jej najbliższa rodzina radość z tego, że mama żyje i w miarę normalnie funkcjonuje. Jak wspomniałem wcześniej - nie potrafię w żaden sposób wyjaśnić cofnięcia się choroby Altzheimera w kontekście kontaktu z otoczeniem, czyli w większym zakresie niż poprzednio pacjentka zachowuje się jak normalna zdrowa osoba. Obecnie jest 11 luty 2020 i pacjentka na swój sposób czuje się dobrze.

Na zakończenie głos oddaję rodzinie pacjentki, a szczególnie kochającemu ją zięciowi, który to samo zdarzenie opisze swoimi słowami.

"Powyżej Janusz bardzo dokładnie opisał niesłychanie trudną dla nas sytuację z mamą mojej żony Grażyny.
Nie ma w tym przesady w tym, że otarła się o śmierć. Byliśmy z żoną bardzo zmartwieni, ale jako wierzący ludzie nie traciliśmy nadziei i rzeczywiście Bóg postawił na naszej drodze wspaniałego fizjoterapeutę Janusza Danielczyka. Osobiście mogłem poznać skuteczność autorskich sposobów pracy z pacjentem Janusza, przy okazji leczenia mojej teściowej Jadwigi, kiedy to w październiku była w sytuacji "roślinki". Po kilkutygodniowej terapii ruchowej, manualnej doprowadził on mamę do stanu dobrej sprawności na tyle, że teraz już wiele czynności wykonuje sama, próbuje chodzić przy pomocy balkonika i asekuracji osób, ma optymizm. Widać też u niej chęć do życia, podczas gdy przedtem powtarzała: "chcę umrzeć". W dniu 18 marca 2020 r. teściowa kończy 85 lat. Nie jest to aż taki podeszły wiek. Moja mama żyła do 91 lat. Wracając do Janusza Danielczyka fizjoterapeuty, to jest człowiek (w maju kończy 60 lat), który będąc w wieku 51 lat miał sprawność fizyczną, siłowo-ruchową  na poziomie 80-latka. Lekarze robili wszystko co mogli, ale nic nie pomagało. Wziął on swoje zdrowie i życie we własne ręce. Jako osoba głęboko wierząca nawiązał do słów Jezusa: "Gdybyś miał wiarę jak ziarnko gorczycy to byś góry przenosił" i tak się zaczęło.

Szczerą modlitwą i dużym wysiłkiem fizycznym i umysłowym, stosując autorskie metody ćwiczeń o różnych stopniach trudności dawkowanych w czasie, doszedł do tego, że w dniu dzisiejszym jest w pełni zdrów oraz pozazdrościć mogą mu młodzi ludzie zajmujący się sportem wyczynowym. W chwili obecnej prowadzi grupy 50+ 60+ 70+ 80+ i uczy uczestników jak mieć zdrowszą starość. Bazując na jego unikalnych zdolnościach do pociągania za swoim przykładem innych osób wpadliśmy na pomył stworzenia Fundacji "Zdrowsza Starość". Naszą Misją jest aby pomóc jak największej ilości osób, które chciałyby skorzystać z tego rodzaju możliwości powrotu do młodości albo zachowania coraz to zdrowszej starości. Myślę, że w ogromnym skrócie jasno przedstawiłem sprawę.

Na tym przykładzie widzimy, że warto dawać z siebie wszystko co w naszej mocy aby pomóc najbliższym w godnym i coraz zdrowszym przeżywaniu starości. Efektem w tym przypadku jest niewątpliwe przedłużenie życia mamie. Dodatkowo terapia Janusza i bezpośredni kontakt mojej żony z nim sprawiły, że i ona uwierzyła, że może wrócić do zdrowia i zaczęła stopniowo wracać do zdrowia. Moja żona Grażyna od 12 lat cierpi na guza mózgu i od ponad roku na depresję.

Zdaję sobie sprawę również, że w przypadku mojej teściowej nie tylko Janusza i moje wysiłki tutaj odgrywały rolę, ale również wysiłki całej armii wspaniałych osób, które służyły pomocą i wsparciem (mam na myśli Dyrekcję, opiekunki, lekarzy, kapłanów) w Ośrodku gdzie mama obecnie przebywa. Bez nich nie byłoby takiego rezultatu. To wcale nie umniejsza zasług Janusza Danielczyka.

A nad tym wszystkim i tak jest Bóg dawca życia i śmierci. Jeszcze dlaczego warto służyć pomocą najbliższym i następnie dalszym potrzebującym. Mianowicie dlatego, że przy takich okazjach spotyka się wspaniałych ludzi z którymi owe „góry można przenosić”. W naszym przypadku, po spotkaniu i współpracy z Januszem Danielczykiem, powstał pomysł stworzenia Fundacji "Zdrowsza Starość", który po zrealizowaniu, umożliwi pomoc wielu potrzebującym. Nie czekając na formalną jej rejestracje w Sądzie już tworzymy pierwszą grupę osób zainteresowanych powrotem do młodości oraz przeżywaniem zdrowszej starości i od najbliższej soboty spotykamy się na zajęciach.
Zatem, jak widzimy, to nie tylko słowa, ale konkretne działanie zawsze i wszędzie, niezależnie od wieku ma sens."
Bogdan Chęsy

Opracował:

Pasjonat Ruchu
Janusz Danielczyk
mgr fizyki, mgr fizjoterapii, trener body fitness

 

 

Każda choroba, każda dysfunkcja mają swoją przyczynę!!!